Miasto przygotowało swój najcięższych arsenał i mierzyło do nas z niego tysiącami, a może nawet milionami świateł. Patrzyliśmy na Nowy Jork z tarasu widokowego zawieszonego gdzieś pod niebem, między ludzkim uporem a boskim kaprysem i chłonęliśmy widok tak piękny, że aż bolesny. Miasto oglądane z Empire State Building wyglądało jak różnokolorowy brokat rozlany na ciemnogranatowym atłasie.
Jednak Empire State Building nie jest ani najwyższym, ani najstarszym wieżowcem w Nowym Jorku, według mnie również nie najpiękniejszym. Myślę jednak, że stanowi ikonę tego miasta. Obok takich atrakcji Nowego Jorku jak Status Wolności i Mostu Brooklińskiego jest budowlą najbardziej kojarzoną z Big Apple. Trudno to wyjaśnić, ale Empire State Building wywołał we mnie rodzaj sympatii jaką obdarza się miejsca, które w niezrozumiały sposób zapadają w pamięć.
Z pewnością Empire State Building brał udział w swoistej „wojnie wieżowców” , bo wydaje mi się to najlepszym określeniem na prześciganie się w budowaniu coraz wyższych i wyższych budynków. Dziś chodząc po Wall Street i docierając do Trinity Church trudno uwierzyć, że to właśnie ten kościół był najwyższym budynkiem w mieście, gdy ukończono jego budowę w 1846 roku. Jego 85-metrowa wieża nie robi dziś już wrażenia. Swój status utrzymał do 1890 roku, gdy powstał pierwszy wieżowiec w Nowym Jorku, sięgający 106 metrów – World Building (został wyburzony 1955 roku, gdy konieczne stało się przygotowanie miejsca dla wjazdów na Most Brookliński). To właśnie na przełomie XIX i XX wieku rozpoczął się boom na wielkie budynki.
Konstruowanie wieżowców stało się możliwe na tak dużą skalę głównie dzięki jednemu wynalazkowi. Czy wyobrażacie sobie, że jakiś szacowny dżentelmen decydowałby się na wchodzenie każdego dnia na najwyższe piętra po schodach? Przed wynalezieniem windy wysokie budynki nie cieszyły się popularnością, bo były problematyczne z użytkowego punktu widzenia. Jednak w 1853 roku na światowej wystawie przemysłu w Nowym Jorku firma Otis zaprezentowała swój innowacyjny wynalazek – windę.
Nie tylko wynalezienie windy sprzyjało „wojnie wieżowców”. Przełom wieków był okresem, gdy rosły w Stanach Zjednoczonych niebotyczne fortuny, a wraz z nimi ambicje i marzenia ich twórców. Inicjatorami wielu spektakularnych wieżowców na Manhattanie były pojedyncze osoby – prywatni przedsiębiorcy, którzy dla kaprysu, na pokaz, na złość czy też dlatego tylko „że mogli…” wykładali miliony dolarów. Inwestowali w coraz wyższe budynki, by zaprezentować swoje bogactwo i możliwości. Ponoć Frank Woolworth, który pragnął, aby wieżowiec noszący nazwę od jego nazwiska Woolworth Building – wyłożył na stół gotówkę, czyli 13, 5 mln, aby budynek był najwyższy. Jego życzenie się spełniło, gdy w 1913 roku stanął obiekt sięgający 241 metrów.
Myślę, że najciekawsza batalia „na wysokość” rozegrała się o wielkość Chrysler Building. Jego nazwa wzięła się od Waltera Chryslera, który z chłopaka do zamiatania składów kolejowych w Kansas wyrósł na milionera w Nowym Jorku, tworzącego imponujące samochody. Nie towarzyszył on od początku pracom nad tworzeniem wieżowca, gdyż wcześniej prace zaczął Williama Reynoldsa, który dorobił się na nieruchomościach. Miał ambicję wybudować najwyższy budynek na świecie, jednak w latach 20-tych XX wieku stał na skraju bankructwa i wówczas odkupił go Chrysler. Wystarczył mu rok na dokończenie obiektu – jak się okazało nie najwyższego na świecie. Na dole Manhattanu powstał w tym czasie Bank of Manhattan Trust Company, mierzący razem z iglicą 283,5 metra.
Chrysler miał asa w rękawie. Architekt projektujący wieżowiec otrzymał potajemnie pozwolenie na wybudowanie ogromnej iglicy, którą przez cały czas przechowywano we wnętrzu. W październiku 1929 została wysunięta iglica, czyniąc Chrysler Building najwyższym na świecie, co było jak wyciągnięcie środkowego palca inwestorowi i projektantowi Bank Of Manhattan. Chrysler nie mógł się jednak długo cieszyć tym statusem, ponieważ w tym samym czasie wzrastał już Empire State Building.
Nie było gorszego momentu na jego budowę. Roboty związane z budową Empire State Building ruszyły w listopadzie 1929 roku, dokładnie w tym samym miesiącu, w którym doszło do największych krachów na giełdzie. Jednak to absolutnie nie miało znaczenia dla Ala Smitha i Johna J. Roskoba, finansisty i architekta, którzy mieli do wyrównania rachunki, a przy okazji odwagę graniczącą z głupotą, by w najcięższych czasach wydawać miliony na budowę najwyższego wieżowca w Nowym Jorku. Postanowienie było jedno – należało budować tak wysoko jak się da, byle budynek był wyższy od Chrysler Building. Roskob miał na pieńku z Chryslerem i chciał się na nim odegrać. Wobec tego projekt Empire zmieniał się a architekci dodwali kolejne kondygnacje wraz z rosnącą bryłą Chrysler Building. Oficjalne otwarcie Empire State Building nastąpiło 1 marca 1931 roku , odsłaniając budowlę wysoką na 443 metry.